Joga sztuką życia. Jak mnie do siebie przekonała.

Zapisz się do newslettera

 

Przeważnie gdy rozmawiam z kimś na temat jogi, to pierwsze zdanie brzmi “to nie dla mnie, joga jest statyczna. Ja wolę coś bardziej energicznego – bieganie lub aerobic”. Nie wiem dlaczego ludzie mają taką wizję, może dlatego, że nigdy nie poszli na zajęcia?  Kojarzą jogę głównie z powitaniem słońca i medytacją?

Od dziecka lubiłam sport, nigdy nie dawałam zwolnień lekarskich na w-fie. Chodziłam na dodatkowe zajęcia sportowe w szkole, grałam w tenisa, jeździłam na nartach, pływałam… długo by wymieniać, tyle tego było.
Na studiach zaczęłam uczęszczać na jogę. Niestety mimo sportowego trybu życia byłam słabo rozciągnięta, nie mogłam zrobić skłonu, o psie z głową w dole nie wspominając. Poza tym instruktorka kładła zbyt duży nacisk na kwestie mentalne i przez to wypisałam się z zajęć. Rozumiem ćwiczenie ciała, jednak “ćwiczenie” głowy powinny zostać wyłącznie w mojej gestii. I joga na jakiś czas przestała istnieć w mojej przestrzeni.

Myśl by do niej wrócić gdzieś z tyłu głowy zawsze była. Minęło kilka lat, w między czasie chodziłam na spinning, ćwiczenia ze sztangą, spróbowałam cross fit-u i różnych innych zajęć. Poszukiwałam czegoś po czym będę przyjemnie “zmęczona”, zrelaksowana, zresetuje głowę, rozciągnę mięśnie. Będę traktowała te ćwiczenia nie jako przymus, a przyjemność, na którą chcę a nie muszę iść. I tak po wielu latach wreszcie wróciłam do jogi.

Poszukiwanie odpowiedniej szkoły zajęło mi sporo czasu, a to nieodpowiednia lokalizacja, szukałam czegoś blisko domu, żeby dojechać w kilka minut. Chciałam na nią uczęszczać z samego rana, a to nie odpowiedni instruktor, czytałam sporo opinii w internecie, aż trafiłam do “Joga Sztuka Życia” na Pradze. Od początku chciałam by zajęcia prowadził mężczyzna, wybrałam się na zajęcia do Mariusza i to był strzał w dziesiątkę! Zapytał mnie dlaczego zdecydowałam się na jogę, odpowiedziałam, że nic mi nie dolega, ale chcę mieć bardziej rozciągnięte ciało, to był mój cel.


Z czasem ujawnił się problem z lędźwiami czy łopatkami, rzadko bo rzadko, ale zdarza mi się miewać nerwoból w łopatkach. Dzięki zajęciom z jogi te partia ciała są mocno aktywizowane i wzmacniane.  Przekłada się to na znaczne obniżenie występowania tego bólu. Okazało się również, że sprawia mi trudność wykonanie pewnych ćwiczeń. Mam słabo umięśnione partie lędźwiowe, gdyby nie joga pewnie nigdy bym na to nie wpadła.

Od początku poczułam się tam świetnie, podejście Instruktora to podstawa. Z jednej strony mówi wprost, że nie musimy robić niczego na siłę, ale umie w jakiś cudowny sposób wykrzesać pozycje, o których nie sądziłam, że moje ciało może przyjąć.

Dzięki jodze moje ciało jest bardziej rozciągnięte, skóra naprężona, czuję pracę mięśni, których nie czuję nawet podczas ostrych ćwiczeń na siłowni. Dodatkowo lepiej poznałam możliwości mojego ciała, ograniczenia, które można wyeliminować. Gdyż one istnieją przeważnie w naszej głowie, czuję pracę moich narządów wewnętrznych, umiem się lepiej wsłuchać w swoje ciało.


Myślicie, że joga jest spokojna i statyczna? Nic bardziej mylnego. To praca na linach, pasach, czy przy krześle. Wszystko zależy od szkoły, typu zajęć no i instruktora. Warto pochodzić w różne miejsca, sporo szkół raz na jakiś czas organizuje darmowe drzwi otwarte i wtedy można sprawdzić czy dana szkoła nam odpowiada. 

 

A poniżej filmik z ćwiczeń na linach, które robimy na zajęciach z Mariuszem (występuje w roli głównej). Może po tym zmienicie zdanie na temat jogi 😉

Oprócz jogi bardzo lubię biegać, przeczytaj mój wpis o tym jak zaczęła się moja przygoda z jogginigiem.