Temat ten poruszam właśnie teraz ze względu, że koniec i początek roku wielu z nas kojarzy się z postanowieniami noworocznymi. Dziś usłyszałam w radiu dobrą radę, nie postanawiajmy, że coś zmienimy tylko spójrzmy na to z innej perspektywy – że chcemy nabyć jakieś umiejętności, takie spojrzenie powoduje mniejszą presję, nie przytłacza, że tyle jest do zmiany… ale buduje. Dlatego proponuję, aby zamiast przechodzić na dietę, obiecać sobie, że rzucimy jakiś nawyk, albo, że zaczniemy ćwiczyć – postaramy się polepszyć nasze nawyki żywieniowe. Nie od razu Rzym zbudowano, dlatego metoda małych kroczków będzie w tym przypadku najlepsza. Jak teraz mnie ktoś pyta co sprawia, że mam w sobie tyle energii, pozytywnego nastawienia, jestem wciąż wyspana i wypoczęta, albo jak mogę pić zielone koktajle, nie popijać podczas jedzenia, albo jak mogę przełknąć zieloną kawę i robię to wszystko bez presji a nawet z ogromną przyjemnością, to odpowiedź jest prosta. Wszystko co robię przyszło z czasem, nie zmuszałam się do picia lub jedzenia czegoś tylko dlatego, że jest zdrowe, ja to robiłam metodą prób i błędów. Picie zielonego koktajlu prawie każdego dnia to dla mnie przyjemność, chociaż część członków mojej rodziny krzywi się jak to piję i woli zjeść kanapkę, ale każdy ma wybór. Ja to piję bo mi to smakuje! Tak, uwielbiam to pić, lubię smak pietruszki i cytryny w połączeniu z jarmużem i owocami. Smaki są różne, nie trzeba pić konkretnie koktajlu z mojego przepisu, można dobrać sobie takie składniki jak każdy z nas lubi, nie ma co się zmuszać do pietruszki, dlatego próbujmy i twórzmy własne przepisy.
Podobnie było z algami, początki spiruliny były bardzo “oczyszczające” 🙂 ale tylko na początku, później organizm się przyzwyczaił. Kolejna alga – sinica, przez pierwsze dwa dni nie odczuwałam różnicy, ale już trzeciego ból nerek, pęcherza – pierwsza myśl, pewnie mnie przewiało, ale gdzieś z tyłu głowy myślałam, a może to przez algi, odstawiłam, powróciłam do brania, aż przeszło. Skutki stosowania są dla mnie duże, cieszę się, że przeczekałam.
Najtrudniejsze było “nie-picie” do jedzenia, to była istna udręka, człowiek całe życie pije herbatę/ kawę do śniadania, wodę do obiadu, kawę do słodkiego i tu nagle nic! Na szczęście miałam przyjaciółkę, która mnie w tym wspierała. Po kilku dniach przestałam czuć pragnienie podczas jedzenia, a trawienie się znaczenie poprawiło. Teraz pozostaje tylko czasem zdziwienie kelnera gdy zamawiam w restauracji posiłek bez napoju 😉
Do biegania też się nie zmuszam gdy nie mam ochoty, bo to ma być przyjemność, a nie przymus. Biegam głównie dla swojej psychiki, więc gdy nagle zaczynam “wymyślać” problemy to wiem, że to impuls z głowy. Myślę sobie wtedy, chyba potrzeba oczyszczenia głowy z głupich myśli i skoncentrowaniu się na tym co ważne. A, że biegać można wszędzie i o każdej porze to nie ma wymówki, że nie ma sprzętu, albo, że siłownia jest zamknięta.
Tak naprawdę to wszystko dzieje się w naszej głowie, jeśli bardzo potrzebujemy zmiany, nie róbmy sobie presji, najlepiej robić to powoli, małymi kroczkami i nie skupiać się na rezultacie tylko drodze. Nie podchodzić do tego zbyt emocjonalnie, nie karać się za drobne grzechy, nie myśleć cały dzień o tym co zjeść, a czego unikać. Nawet jedna zmiana nawyku na tydzień czy miesiąc to już zmiana. Z czasem będzie tego więcej i nie obejrzycie się, jak naturalne to się stanie.
A więc. Zaczynamy? 🙂 Mój blog mam nadzieję będzie dla Was ścieżką, wsparciem, początkiem zmiany, ale cała moc jest w Was! Do boju 🙂 Doskonalcie się w Nowym Roku!