W drodze do raju… Amsterdam.

Zapisz się do newslettera

Dzisiaj rozpoczynam swoją podróż. Pierwszy przystanek Amsterdam, jak zwykle holenderskie linie zaserwowały wege posiłek.

Ostatnim razem gdy leciałam wraz z KLM do Stanów była to kanapka z jajkiem, dziś z serem. Julka, moja przyjaciółka była zdziwiona brakiem wyboru między kanapką z szynką i serem. Cieszy mnie fakt, że niektóre linie serwują wyłączenie wegetariańskie posiłki i nie ma znaczenia czy są to względy ekonomiczne czy nie. Nasz lot jest tak ustawiony, że możemy spędzić noc w Amsterdam-ie. Planujemy dojechać kolejką do centrum i tam trochę pozwiedzać oraz zostać na noc. Kolejny lot do Chin mamy jutro około 13, dzięki temu możemy zobaczyć miasto.

   

Amsterdam zdobyty!

Co to jest za miasto… jedna, wielka impreza! Ludzie bawią się wszędzie, jak brakuje im miejsca w pubie to wychodzą na ulicę. Po kanałach pływają łódki, na których DJ miksują muzykę, a barman robi drinki. Wszyscy świetnie się bawią, dookoła kolorowi ludzi, a zapach zakazanych w naszym kraju środków czuć wszędzie.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Do centrum dojechałyśmy kolejką, prosto z lotniska, odjazdy co 5-10minut, bilet kosztuje 5,20euro i dowiozi w 15minut. Po wyjściu ze stacji kierowałyśmy się w prawo skąd dochodziły śpiewy i dokąd zmierzały rowery. Chyba wszyscy wiedzą, że Holandia słynie z szerokich pasów dla rowerzystów, których jest prawie tyle co ulic. Zwiedzanie polegało na intuicyjnym wyborze ciekawych uliczek. Turystów co nie miara, a co za tym idzie lekki bałagan na ulicy i tłumy. Ciężko chodzić po mieście z walizką, na szczęście miałyśmy tylko bagaż podręczny. Kolację zjadłyśmy we włoskiej knajpce, którą prowadzą włosi „Bella Regina”.

 

 

 

 

 

Spacerując po Amsterdamie natknęłam się na ten piękny sklep z serami.

Teraz jesteśmy już w hotelu, trochę zmęczone tym głośnym miastem. Hotel znalazłyśmy na miejscu, przez Booking.com, zależało nam by był blisko centrum i w dobrej cenie. Jutro możemy pospać i ruszamy dalej… kierunek Chiny!

Lot to Chin był długi…. lecąc do Nowego Yorku miałam obawy, że tyle czasu będę w samolocie, chociaż lubię latać, to siedzenie w jednym miejscu jest męczące.
Duży samolot, 8 osób w rzędzie, wybrałam posiłki wegetariańskie azjatyckie, ale nie były zbyt smaczne. Bazą obu była cieciorka, do tego tofu, raz dostałam białą nadmuchaną bułeczkę, której nie zjadłam, desery oddawałam wszystkożernej Julce 😀 bo ja nie jem słodyczy. Nie przepadam za jedzeniem z samolotu, nigdy nie wiesz na co trafisz, ale podczas tak długiego lotu musiałam coś zjeść. Natomiast na ostatnim zdjęciu widzicie wersję mięsną, która bardzo smakowała mojej przyjaciółce.
Można było oglądać sporo nowości kinowych, trochę udało mi się pospać i jakoś podróż minęła.

 

 

 

 

 

 

 

Chiny przywitały nas odgórnym zakazem opuszczania lotniska, chociaż przesiadka pozwalała, by kilka godzin pozwiedzać miasto. Guangzhou  to niewielkie lotnisko, ale ma sporo międzynarodowych połączeń.
Prawdopodobnie polityka w tym kraju zakazuje na dokonywanie płatności dolarami, nawet nie mogłam kupić kawy w Starbucks, ponieważ akceptują tylko ich walutę lub płatność kartą. Internet mocno ograniczony, nie mówiąc o braku dostępu do stron społecznościowych takich, jak FB czy Instargram. Za to pogoda… uf, upał i piękna roślinność. Ciężko było na lotnisku znaleźć coś dla wegetarian, ale po długich poszukiwaniach udało mi się – poniżej nudle z warzywami, w Chinach przeważanie makaron z warzywami lub mięsem podaje się w zupie 🙂 Do tego wypróbowałyśmy lokalnego piwa.

Za chwilę kolejny lot, już docelowy – przede mną wyspa Bali 🙂

 

Chcesz poczytać o mojej przygodzie na Bali? Poniżej link do wpisu.

 

W magicznej podróży po wyspie Bali.