Dzisiejszego posta piszę z Mazur, to miejsce bardzo mnie inspiruje. Gdybym miała wybierać czy żyć w naszej pięknej stolicy, którą bardzo lubię, mam tam swoje ulubione miejsca, kafejki, są muzea, teatry – sporo by wymieniać, a życiem na Mazurach to miałabym ciężki orzech do zgryzienia. Najlepsza opcja to podzielić czas między te dwa miejsca. Tu można osiągnąć zdrowy styl życia.
Pewnie zastanawiacie się dlaczego piszę o Mazurach, skoro blog jest o zdrowym jedzeniu. Właśnie dlatego, że miejsce to stwarza idealne warunki do tego by zdrowo jeść i żyć.
Dom położony jest blisko lasu, więc mam świetne warunki do biegania. Zimą zakładam narty biegowe, latem dodatkowo idę na spływ kajakowy czy jeżdżę na rowerze. Tutejsze powietrze nie zostało jeszcze skażone miejskim smogiem, czy przemysłem.
Sąsiedzi mają krowy i kury więc mamy świeże mleko, z którego Tata robi przepyszny twaróg. Nie ma porównania z tym z ze sklepu. Tutaj nie muszę martwić się o to czy mój żołądek toleruje laktozę 😉
Nie sprawdzam też czy jaja mają pieczątkę z numerem 0. Dla niewtajemniczonych podaję za co odpowiadają konkretne numery kodów na jajach:
0 – chów ekologiczny – czyli te kurki, które sobie chodzą swobodnie na świeżym powietrzu,
1 – z wolnego wybiegu – podobnie jak te wyżej, tylko, że na noc zamykane są w klatkach,
2 – chów ściółkowy – tu kurka żyje w sztucznych warunkach, w budynku,
3 – chów klatkowy – aż przykro pisać 🙁 kurka życie spędza w klatce.
W wiejskim sklepiku można dostać przepyszny chleb na zakwasie, pieką małe ilości więc trzeba być wcześnie rano.
Kilka lat temu, jak nie bywałam tu tak często, wybrałam się do sklepu. Poprosiłam Pana o ten chleb – spojrzał na mnie podejrzliwie, zastanowił się i powiedział, że nie ma. Nie dałam za wygraną, powiedziałam, że mój Tata codziennie go kupuje, podałam imię Taty i gdzie mieszkamy, w magiczny sposób Pan przyniósł chleb z zaplecza. Ten chleb jest jak złoto i tylko dla wtajemniczonych! Moi przyjaciele, którzy mnie odwiedzają to kupują go na koniec pobytu by wziąć do domu.
Z tyłu ogrodu mamy zielnik i własne warzywa – smak sałaty czy rzodkiewki nieporównywalny z tym ze sklepu. Nie muszę kupować herbaty miętowej, bo mamy w ogrodzie świeże liście, które wystarczy zalać wrzątkiem. Czasem gdy zabraknie czegoś do obiadu to prosi się sąsiada by dał marchewkę czy buraka z pola, albo rabarbar gdy Mama piecze ciasto.
Po ryby rodzice dzwonią bezpośrednio do Pana, który je łowi, czasem sami chodzą po domach i pytają czy nie chcemy kupić. Są zawsze świeże i prosto z jeziora. To samo jest z grzybami, po kurki Tata dzwoni do skupu. Jemy to co jest dostępne akurat w sezonie. Sąsiad przyniesie jabłka bo ma ich tak dużo, że nie chce wyrzucać, albo dostajemy już gotowe konfitury.
Oczywiście nie jesteśmy zupełnie oderwani od cywilizacji, ale staramy się kupować lokalne produkty, mało przetworzone, bez konserwantów, bo nie wszystko możemy robić sami.
Zimą korzystam jeszcze z bani, jest to takie jakby połączenie sauny suchej z mokrą. Wychodzę z niej prosto do ogrodu, gdzie leży jeszcze śnieg. Ubranie nie jest potrzebne bo ciało jest tak nagrzane – to taki zamiennik zimnego prysznica 😉 Dzięki temu mam świetną odporność i lepszy sen.
Zawsze jak tu przyjeżdżam to czuję się jak w innym świecie, piękne widoki, natura, przemili ludzie… można by wymieniać i wymieniać. Tak naprawdę wszędzie możemy sobie stworzyć warunki do tego by być szczęśliwym i zdrowo żyć – wszystko jest w naszych rękach. Życzę Wam miłego dnia, a ja się ciepło ubieram i idę na biegówki 😉
P.S. Jeśli macie ochotę przyjechać w to piękne miejsce to zapraszam 🙂
Pan tu nie spał/ Gałkowo
www.pantuniespal.pl
www.facebook.com/pantuniespal
A czym dla Ciebie jest zdrowy styl życia? Podziel się ze mną w komentarzu 😉