Niedawno zakończyłam kurs “Psychologia jedzenia” w ramach uniwersytetu otwartego na Uniwersytecie Warszawskim. Mój blog powstał ponieważ tematyka zdrowego trybu życia, zdrowej kuchni stała się częścią mojego życia. Prowadzę bloga z pasji i jestem czynnym uczestnikiem filozofii mindful eating, stąd pomysł na kurs.
Może zacznę od początku.
Moja Mama od zawsze gotowała lekko, krótko i zdrowo. Nie była zwolenniczką typowych polskich potraw, chociaż czasem podawała schabowego z mizerią czy mielone z buraczkami. Pamiętam, że połowa obiadu to były warzywa, prawie nigdy nie polewała mięsa sosami, lubiła urozmaicenia, unikała odgrzewania obiadu z wczoraj. Już jako dziecko byłam otwarta na nowe smaki. Zanim czegoś nie posmakowała nie mogłam powiedzieć, że czegoś nie lubię. Chyba moje jedyne złe wspomnienie to płatki na mleku, które często były serwowane na śniadanie przed szkołą. Bleeee, nigdy nie lubiłam mleka, a jeszcze te rozmoczone płatki bez smaku… gdybym wtedy znała smak owsianki.
Mmmm No, ale cóż – idźmy dalej.
Słodycze były w naszym domu, ale nie w jakiś dużych ilościach, nigdy za nimi nie przepadałam. Czasem naszła mnie ochota na czekoladę z orzechami, a w święta zajadałam się sernikiem agarowym czy ciastem drożdżowym ze śliwkami. Być może dlatego, że ciasta te były od święta tak bardzo się nimi cieszyłam.
W wieku 18 lat wyjechałam na studia do Poznania i tam stałam się totalnie niezależna w kwestiach kulinarnych. Nie byłam zwolenniczką typowej studenckiej kuchni. Uwielbiałam surówki, sałatki, chodziłam do wege knajpek, nawet przeszłam na wegetarianizm przez prawie dwa lata. Do czasu gdy nabawiłam się anemii, wtedy nie wiedziałam, że dieta bezmięsna powinna być dobrze zbilansowana.
To był okres eksperymentów, ale również okres wieczornych wypadów, imprez i czasem też niezdrowego jedzenia.
Popadam czasem w manię jedzenia tych samych potraw, wtedy twarożek stanowił bazę śniadaniową. Dopiero niedawno odkryłam i przeczytałam, że istnieje coś takiego jak nietolerancja pokarmowa. Można nabawić się jej właśnie poprzez przesadne jedzenia produktów z tej grupy np. nabiału. Skutki uboczne – spuchnięte ciało, ale o tym pisałam już w poście (“Jak to jest z tym nabiałem”). Eksperymentowałam z różnymi dietami – kopenhaską, niskowęglowodanową, warzywno-owocową, głodówka lecznicza… reszty nie pamiętam 😛 Ogólnie był to okres wkraczania w dorosłość, totalna niezależność tego co znajduje się w mojej lodówce, pora posiłku i duuuużo eksperymentów.
Kolejny etap to okres stabilizacji.
Dorosłe życie, praca, dom. To był bardzo przyjemny okres, dużo wtedy gotowałam, przygotowywałam obiady do pracy dla mojego partnera, sporo też razem gotowaliśmy. Jedzenie i gotowanie sprawiało mi wtedy dużo przyjemności, a do tego było pyszne i zdrowe.
Obecnie mieszkam sama więc moja kuchnia trochę się zmieniła, gotowanie dla jednej osoby jest mimo wszystko trudniejsze. Nie przepadam za odgrzewanym jedzeniem więc gotuję małe porcje, co jest naprawdę ciężkie.
Bardzo często jem proste posiłki np. śniadanie sok ze świeżych owoców i warzyw, bo szybki i pożywny. Obiad to warzywa z kaszą, sałatka, a jak nie mam czasu to jakiś zdrowy posiłek na wynos. Kolacja różnie – czasem sobie dogodzę a czasem ominę.
To może tak do brzegu,co?
Najważniejszą kwestią podczas kursu “Psychologia jedzenia” była dla mnie kwestia podejścia do posiłku oraz tak zwane uważne jedzenie, z angielskiego Mindful Eating. Cała filozofia opiera się na tym by wsłuchać się w swój organizm.
Bardzo często sięgamy po jedzenie nie dlatego, że jesteśmy głodni, ale dlatego, że jesteśmy zdenerwowani, smutni, albo np. znudzeni. Jemy bo jedzą inni, albo bo nas częstują. Nasz naturalny radar odnośnie odczuwania głodu został mocno zachwiany. Mamy dostęp do wszystkiego, jedzenie jest na każdym rogu, gotowe, nawet nie musimy się wysilać i to 24h na dobę. Mylimy poczucie głodu z pragnieniem, wypijamy litry kawy a zapominamy o wodzie. Witaminy i minerały połykami w kapsułkach bo to kolejne uproszczenie. A może warto to zmienić?
Wsłuchaj się w siebie – zapytaj się co czujesz. Czy to na pewno głód? A może chcesz zjeść bo jest przerwa w pracy no i wszyscy idą na lunch?
Pij wodę. Prosta zasada, zanim sięgniesz po jedzenie wypij szklankę wody. Jak po 15 minutach nadal będziesz głodny to zjedz.
Nigdy nie jedz w sytuacji stresującej, nerwowej czy w pośpiechu. Po pierwsze jesz wtedy szybko, połykając powietrze możesz nabawić się problemów z żołądkiem, jesz więcej niż potrzebujesz bo dopiero po 15 minutach do mózgu dociera informacja o sytości. Kolejna kwestia to przyjemność z jedzenia, której nie ma bo czasem nawet nie wiesz co zjadłeś.
Jedz po to by żyć, a nie żyj by jeść. Jedzenie ma być przyjemnością, ale poszukaj też innych przyjemności 😉 czasem sięgamy po nie by poprawić sobie nastrój, a może gdy najdzie Ciebie na nie ochota,to wyjdź na spacer, pobaw się z psem, czy zadzwoń do przyjaciela.
Jedz wolno i uważnie. Przyjrzyj się potrawie, poczuj jej zapach, teksturę, pobaw się w ustach jedzeniem. Uważne jedzenie pozwala na czerpanie jeszcze większej przyjemności z tego co jemy i sprawia, że jemy dłużej… a co za tym idzie – jemy mniej.
Nie oglądaj TV, nie rozmawiaj – skup się na posiłku, ogranicz inne bodźce do minimum.
Dzięki uważnemu jedzeniu zauważyłam, że jem mniej, kiedyś zdarzało mi się coś zjeść i od razu czuć głód. Jakbym nie poczuła tego, że już zjadłam. Dobrym pomysłem jest też zapisywanie tego co jemy, o której godzinie, by sprawdzić jak często sięgamy do lodówki. Do tego dopisać komentarz – co odczuwamy, dlaczego sięgnęliśmy po posiłek i jakie emocje nam przy nim towarzyszą. To dobry test do tego by ustalić co warto zmienić w naszych nawykach. By zrozumieć nasze wybory kulinarne i lepiej zrozumieć nasze emocje.
Myślę, że uważność i mindful eating to ważny temat, nie tylko w kwestii jedzenia, ale także w całym życiu. Namaste.
P.S. Poniżej filmik, który już kiedyś publikowałam na moim funpage. Polecam 😉